OW AUGUSTYNA - Jastarnia |
Willa AUGUSTYNA - Jastarnia |
OW ŻEGLARZ - Jastrzębia Góra
Rezerwacja |
Cennik |
Dojazd |
O Półwyspie |
O nas |
Sznurki |
Teneryfa |
Księga Gości
Widok na morze |
Pogoda |
FAQ |
DVD |
FotoGaleria |
Donosy |
Pomoc |
Kontakt
<<<<<--- VULCAN zwany też czasem AIR JIBE --->>>>>
czyli rozwiązanie równania:
AIR JUMP + SPEED JIBE = AIR JIBE = VULCAN
(cały manewr na jednym zdjęciu
oraz filmiku)
W opisie manewru należy klikać w niebieskie wyrazy, aby zobaczyć zdjęcie ilustrujące tekst.
Jeśli fotki się nie otwierają, kliknij tutaj. Poradnik sponsoruje film WindDvdSurfing.
Jest wiele sposobów i dróg dojścia do tego manewru. Jest też teoria, że nie chodzi o to, żeby króliczka złapać, ale żeby go gonić. Ale tutaj jednak króliczka złapiemy, czyli przedstawimy naszą drogę na VULCAN opracowaną na podstawie najnowszych zdobyczy matematyki teoretycznej popartych analizą leksykalną z elementami psychoanalizy. Nie jest to oczywiście droga jedynie słuszna i obowiązująca, lecz raczej przyczynek do rozważań o naturze VULCANU.
Matematyka leksykalna:
Na początek trochę matematyki, czyli rozpracowujemy równanie:
AIR JUMP + SPEED JIBE = AIR JIBE = VULCAN.
Otóż Vulcan to po prostu zwrot przez rufę tyle, że wykonany w powietrzu. Składa się w z trzech podstawowych elementów: energicznego wyskoku AIR JUMP, zwrotu przez rufę JIBE (tu w rozumieniu zmiany halsu, czyli przełożenia rąk na bomie bez przestawiania stóp) i LĄDOWANIA. Jeśli więc umiemy wyskoczyć w powietrze i umiemy zwrot przez rufę w ślizgu (taką, gdzie najpierw obracamy żagiel, a dopiero później przestawiamy stopy), to już umiemy VULCAN'a tylko o tym nie wiemy, ale zaraz się o tym tu dowiemy.
Psychoanaliza:
Już wiemy, że VULCANA umiemy, ale jakoś tak nie do końca. Otóż podchodząc do VULCANA najczęściej myślimy przede wszystkim o jak najszybszym obróceniu się tyłem do kierunku jazdy. Jednak taki obrót jest po pierwsze dość trudny ze względu na opory psychiczne, bo istnieje w naszej głowie taki wihajster, który zabrania nam tego. Po drugie myślenie tylko o obrocie ciała jest błędem, bo równie ważna jeśli nie najważniejsza jest rufa, czyli zmiana halsu, czyli zmiana strony z której trzymamy bom, czyli tzw. "boom to boom" lub też "boom to mast" (ten pierwszy sposób wydaje się być bardziej poprawny, ale oba są dobre tzn. działają). Zatem zacznijmy myśleć bardziej o rufie niż o obrocie ciała i nie wywołujmy tego blokującego nas wihajstra z głębin naszej podświadomości, po czym niezwłocznie przystąpmy do przygotowań na suchym lądzie.
Sprzęt:
Genaralnie do freestylu używa się przede wszystkim szybyko wchodzących w ślizg i skocznych desek z zakresu około 100-110 litrów oraz bezkamberowych żagli 5,0-6,0 m2. Jednak najważniejsze jest, abyśmy byli naprawdę dobrze "wpływani" w nasz zestaw,
a jego marka i parametry są mniej ważne. Należy jednak podkreślić, że najważniejszym elementem zestawu do robienia Vulcana jest sam deskarz. Jeśli jego ogólna sprawność fizyczna kształtowana była przez ostatnie miesiące za biurkiem, to najprawdopodobniej nic z vulkanizacji nie wyjdzie oprócz skręceń i obtłuczeń (wariant optymistyczny).
Ćwiczenia na suchym lądzie:
Aby oswoić się z VULCANEM możemy poćwiczyć nieco na trenażerze lub własnej desce z żaglem leżącej na plaży z podczepionym otaklowanym żaglem. Powtarzamy sobie ciągle i wizualizujemy (cóż za modne słowo się tu wkradło), a nawet wbijamy sobie do głowy jak pacierz/mantrę, czy co tam kto woli, następujący harmonogram działań:
1. wybijamy się z nogi tylnej;
2. w powietrzu przekładamy ręce na bomie;
3. lądujemy na przedniej nodze.
Cały czas staramy się być blisko masztu, który z kolei powinien stać w miarę pionowo,
co z kolei pozwala nam utrzymywać ciężar ciała z grubsza nad centrum deski.
Jeszcze tylko spoglądamy na cały manewr z góry oraz robimy małe resume po amerykańsku i wychodzi nam: jump, jibe, land and smile.
Teraz uśmiechnięci idziemy na wodę:
Płyniemy półwiatrem raczej ostrzej niż pełniej (na początek bardzo dobra jest "dobra czwóreczka" Beaufortów i małe falki) i czynimy przygotowania do wyskoku i rufy, czyli wypinamy się z trapezu, rozsuwamy dłonie szeroko na bomie (przednia blisko masztu). Na najbliższej falce dokonujemy energicznego wyskoku z tylnej nogi (tylna noga prosta, przednia ugięta), po czym natychmiast zaczynamy podciągać nogę tylną i jednocześnie prostować przednią, co spowoduje, że deska zaczyna pochylać dziób do wody. Zauważmy, że w wypadku VULCANA wyskok różni się od tradycyjnego tym, że nasze ciało jest skupione nad deską i w pobliżu masztu. To będzie baaardzo pomocne przy lądowaniu i trzeba o tym cały czas pamiętać.
Będąc już w powietrzu (fin wyszedł z wody) pociągamy bom do siebie i w tył ręką masztową, jednocześnie puszczając szotową i przechwytując nią bom lub maszt z drugiej strony, czyli wykonując typowo "rufowe" przechwycenie bomu (maszt blisko przed nami cały czas!). Jeśli miałbym wskazać najważniejszy etap VULCAN'a, to jest właśnie ten moment , tzn. moment w którym deska jest w powietrzu, a my koncentrujemy się na zmianie strony z której trzymamy bom, czyli robiąc rufę w rozumieniu przełożenia rąk na bomie bez przestawiania stóp, a maszt jest cały czas blisko przed nami (to bardzo ważne). Można to robić poprzez przechwyt najpierw masztu lub od razu bomu. Nie wolno nam lądować zanim nie zrobimy rufy, czyli nie złapiemy bomu z drugiej strony. To przechwycenie bomu powoduje jakby samoczynne nadanie naszemu ciału rotacji (maszt idzie w tył, a my plecami do przodu), co sprawia że wcale o tej rotacji/obrocie do tyłu nie musimy myśleć i wihajster w głowie, który zabrania nam odwrócenia się tyłem do kierunku jazdy wcale nie zadziała, bo nie był w ogóle wywołany z mrocznych głębin naszej podświadomości...;-)
Jeśli mimo wszystko brakuje nam rotacji, możemy jej sobie nieco dodać poprzez spojrzenie za siebie przez tylne ramie zaraz po wyskoku. Ten ruch głowy spowoduje skręcenie sylwetki tyłem do przodu i w konsekwencji szybszą rotację.
I już! To prawie wszystko! Deska jest obrócona, bom trzymamy z drugiej (już teraz poprawnej strony) i spokojnie lądujemy na mniej więcej półwietrze. Po wylądowaniu próbujemy jakoś ustabilizować i opanować zestaw w tym czasie do końca wytracając prędkość. Piszę "jakoś opanować", bo raz - jest to o tyle łatwe, że bom trzymamy już z dobrej strony, a dwa - ta czynność ma tyle drobnych niuansów i za każdym razem trochę innych, że pozostawiam to Waszej intuicji. Jedyna rada to starajcie się być pochylonym do przodu i na nawietrzną, co zresztą też już macie zrobione o ile pamiętaliście, aby cały czas być blisko masztu. Po tym "jakimś opanowaniu" można od razu wyciągnąć tylną nogę i dostawić do masztu lub poczekać z tym i płynąć "switch stance". Tak czy inaczej odpływamy w siną dal krzycząc ze szczęścia. Oczywiście jest mnóstwo innych elementów i niuansów, które pojawiają się w czasie wykonywania tego manewru, ale jeśli wszystko wykonamy energicznie i zgodnie z harmonogramem: najpierw wyskok, później rufa, a na końcu lądowanie (nie ma lądowania zanim nie zrobimy rufy! zostańcie w powietrzu tak długo, aż ją zrobicie!) to nie powinno być żadnych problemów (no może jakieś tak, ale malutkie). Nie myślmy o rotacji, obrocie w tył. Bądźmy skoncentrowaniu jedynie na wyskoku i przełożeniu rąk. To wystarczy. Reszta zrobi się sama, jeśli oczywiście będziemy blisko utrzymywanego w miarę pionowo masztu. Moment siły jaki pojawia się podczas przeciągania bomu powoduje nasz obrót w tył, a skupienie ciężaru ciała w pobliżu pionowo utrzymywanego masztu daje nam stabilność przy lądowaniu.
Na koniec jeszcze raz cały manewr na jednym zdjęciu
oraz/lub/i filmiku.
Typowe błędy:
1. My sobie, a żagiel sobie (puszczenie żagla, za wysoki wyskok);
2. Ręka szotowa ucieka gdzieś w bok, zamiast złapać bom (chyba najczęstszy przypadek);
3. Lądowanie z żaglem na starym halsie;
4. Zbyt duża rotacja i brak pochylenia się w przód przy lądowaniu (upadamy na plecy);
5. Inne, nie rozpoznane błędy, których sami z pewnością zaznacie.
Niebezpieczeństwa:
1. Obciążenia stawów przy lądowaniu switch stance mogą prowadzić do poważnych skręceń;
2. Dużo wody w nosie, która potrafi stamtąd wypłynąć nawet kilka godzin po pływaniu, oczywiście w najmniej odpowiedniej, a nierzadko intymnej chwili.
CDN...
No i stało się. Jesteśmy pełną gębą VULCAN'izatorami! Ale to jeszcze nie koniec! Docelowo przecież musimy trzaskać conajmniej takie manewry jak Kuba Kosmowski POL-288 & Friends na tych fotkach i filmie , ale o tem potem, czyli w następnym odcinku "Krótkiego Poradnika", w którym rozwiążemy równanie: VULCAN + HELIKOPTER = SPOCK, co z kolei pozwoli na bezproblemowe przełamanie blokady psychicznej (wtedy poczujemy się już naprawdę zdolni do wszystkiego na wodzie) i niejako przy okazji wykonanie skądinąd stosunkowo prostego, a bardzo widowiskowego oraz mrożącego krew w żyłach SPIN LOOP'a.
Dla tych, którzy dotarli aż tutaj, mamy sekretny małoliterkowy bonus, czyli bardzo krótki opis spin loop'a.
Cały myk polega na takim samym energicznym wyskoku jak do Vulcana i wykonaniu po nim jednocześnie oraz natychmiast i bezzwłocznie trzech bardzo energicznych ruchów: podciągnięcia do siebie tylnej nogi, podciągnięcia do siebie tylnej ręki przy jednoczesnym prostowaniu przedniej i spojrzeniu się w tył. Łatwiej te czynności zapamiętać jako "ręka, noga, mózg..." W języku polskim znamy zakończenie takiego ciągu wyrazów, ale co za tymi trzema kropeczkami będzie na wodzie, to trzeba się samemu przekonać, najlepiej na półsucho, czyli trenując z listwą zamiast bomu...;-)
Pełny opis spin loop'a wkrótce lub trochę później...
Polecamy też poprzedni odcinek "Krótkiego Poradnika" pod wiele wyjaśniającym tytułem <<<- Podstawowe Manewry Windsurfingowe ->>> oraz film DVD
<<<- >WindDvdSurfing w słabowiatrowym stylu dowolnym ->>>
© Do tej strony dołożyli i (jak dotąd) nic za to nie wzięli:
Michał (WielkoPolska) - sekwencja foto manewru;
Christian (Niemcy) - wsparcie sprzętowe;
Muzyk (Polska) - wsparcie psychologiczne, czyli natchnienie;
Adam (WielkoPolska) - burzące krew w żyłach ujęcia;
Książę (Polska) - mrożące krew w żyłach ujęcia;
GrandSlam (Polska) - mrożące krew w stawach ujęcia;
Ślipy (Polska) - mrożące krew w żyłach ujęcia;
Fristajlowiec z Chałup (Polska) - mrożące krew w żyłach ujęcia;
Sasza (Ukraina) - mrożące krew w żyłach ujęcia;
Siergiej (Rosja) - mrożące krew w żyłach ujęcia;
MAcio (Polska) - uwagi merytoryczne;
11-dniowy brak wiatru (Egipt) - czas na pisaninę i wyszukiwanie fotek;
Andrzej & Andrzej (Polska) - wszystko inne, co było i nie było potrzebne.
Początek strony
Strona główna
|